strona autorska
Robert S Węgrzyn

Spryciarze

#życie #jacht #morze #port #wyspa #atrakcja #turysta

Kefalonia została za rufą. Niewielki porcik rybacki po dwóch dniach w morzu, mimo nędznego zaplecza, dał chwilę oddechu. Co prawda woda była dostępna tylko z publicznego kranu na pobliskim placu a prąd z knajpki po dwudziestej drugiej, ale jakoś się udało przeżyć i  przynajmniej częściowo uzupełnić braki. Nad ranem pojawił się starszy grek i oświadczył, że musimy opłacić pobyt. Skrupulatnie liczył prawie dwadzieścia minut by na koniec orzec bajońską sumę cztery euro i dwadzieścia centów. Z drugiej strony marina ta nie była warta dużo więcej.

Wczesnym rankiem ruszyliśmy na południe. Po kilku godzinach sympatycznego bagsztagu, na horyzoncie zamajaczyła zacna wyspa Zakyntos.

- Marzy mi się jakaś fajna marina – stwierdziła, jakby od niechcenia Gocha. Mówiąc to nawet nie otworzyła oczu, leżąc na nadbudówce i próbując wygrzać się po ostatnich zimnych nocach – Człowiek by się wcisnął w jakąś kusą kieckę i ruszył na miasto.

- A masz takową? – zainteresował się Łysy, przysypiając w cieniu grota.

- A mam i to nie jedną a i szpilki znajdę. Ja tam zawsze jestem gotowa na tańce – odparła z dumą Gocha.

- Daj spokój. Lepsza będzie jakaś fajna zatoka – odpowiedział Chudy i sięgnął po kubek z kawą nie zmieniając przyjętej godzinę temu pozycji horyzontalnej.

- Mamy dwie opcje – zakomunikował Kędzior wynurzając się z zejściówki z kubkiem parującej herbaty – Możemy dopłynąć do Zatoki Żółwi ale tam można stanąć tylko w jednym wąskim miejscu gdzie może być stado innych jachtów. Druga opcja to Zatoka Wraku. Tam też nocka na kotwicy z pełną świadomością tłumów do późnej nocy i od bladego świtu.

- Zobaczymy jak na będzie szło – orzekł Chudy – jak nie zdechnie to można dojechać i do Wraku.

***

Chudy znów okazał się prorokiem. Tuż popołudniu wiatr przestał współpracować i już od godziny nasz silnik nieprzyjemnie warczał pod pokładem. Do najbliższego, ewentualnego celu zostało jakieś trzy, może cztery godziny jazdy na katarynie.

- Kędzior – z pytaniem w głosie odezwała się Gocha – Ile z tego miejsca mamy do stolicy?

- Jakieś dwie godziny, ale musielibyśmy się trochę wrócić.

- To może jednak warto się wrócić i stanąć choć na jedną noc blisko cywilizacji? – spytała jakby od niechcenia.

- Ona ma racje – odrzekł Kędzior – Po co się tłuc na katarynie cztery godziny, kiedy za dwie możemy siedzieć w wypasionej marinie z prądem i wodą.

Chudy bez niczyjego rozkazu wyłączył automat i wykręcił niemal sto osiemdziesiąt stopni.

***

- Co tyle z nimi gadałeś? – z zaciekawianiem spytał Kędzior.

- Okazało się, że poza opłatą za marinę, brakuje nam pozwolenia na pływanie w Grecji. Trzeba będzie wyskrobać kolejne czterdzieści euro. Jak im damy papiery to na jutro rano wszystko załatwią.

- No to im daj – zdecydował Kędzior – wyglądają na ok gości.

Na dek wydostał się właśnie smakowity zapach krewetek  w ziołach. Niechybny znak, że czeka nas zacna uczta. Nikomu nie trzeba było mówić co ma robić. W kilka chwil stolik został rozłożony i pojawiły się nakrycia. Gdy każdy zajął strategiczną pozycję za stołem, w zejściówce pojawiła się Aśka z parującym garnkiem smakowitego dobra.

- Drodzy państwo – zakomunikowała wesoło – dziś koryto a'la Ja z tego co na tutejszym targu udało się upolować.

- Wszelki duch – zabrzmiał tubalny głos z nabrzeża – Jacy to bogowie krajan mi tu przywiali? – ciągnął dalej gość o wyglądzie rastamana z uśmiechem od ucha do ucha przyklejonym do brodatej twarzy.

- Zapraszamy – powiedziała nieco głośniej Aga – dla wszystkich wystarczy.

- Ok – odrzekła nieznajomy – Dajcie mi jednak chwilę bo po naszemu z pustymi rękami w gości się nie idzie – Powiedziawszy to oddalił się spiesznie.

Po dwóch minutach, zameldował się na naszym trapie z butelką Metaxy i wciąż przylepionym uśmiechem – Rafał jestem – powiedział wyciągając rękę z butelką do Kędziora.

Kiedy wszyscy, włącznie z Rafałem zaspokoili swoje potrzeby kulinarne, Chudy zaczął dopytywać -  Przypłynąłeś czy tu mieszkasz?

- Mieszkam do ośmiu lat. Kiedyś przyleciałem na miesiąc do roboty w jednym z wypasionych kurortów i jakoś tak mi się zostało. A wy skąd, wiosenną porą przybyliście na tą przereklamowaną kupę skał i piachu? – zaczął dopytywać.

- Przeprowadzamy jacht z Malty do Aten i jesteśmy chyba dokładnie w połowie drogi – Kędzior zrelacjonował merytorycznie.

- Fajnie. Ja to tylko na tych przeludnionych krypach pływam czasem jako obsługa z pacanami, którzy dają się nabrać na lokalne atrakcje.

- Nie przesadzaj – zripostowała Gocha – Macie tu kilka fajnych miejsc. Wybieramy się do zatoki żółwi i do wraku.

- Wiecie co? Nie chce wam psuć atrakcji ale mogę opowiedzieć jak to wygląda z perspektywy gościa, który tu utknął na dłuższy czas.

- No to dawaj – zawyrokował Chudy.

- No to może zacznę od żółwi. Czasem, gdy nie ma obłożenia w knajpie gdzie pracuje, łapie się na jeden z tych stateczków, które pływają do rezerwatu. To nie tak, że nie ma tam żółwi. Są i to dość duże. Problem w tym, że jest ich mało. Może z dziesięć sztuk. No a ludziska płyną by je zobaczyć. – Rafał wypił kolejną markę Metaxy i ciągnął dalej – Żeby wywabić zwierzaki, każdy ze stateczków zabiera z pół tony żarcia a dokładnie odpadów z lokalnych knajp. Jak wywalisz to za burtę to za chwilę pojawiają się i żółwie. One mają nawet specjalne luki pod linią wody, żeby nie psuć atrakcji turystom. Właściwe żółwie są już tak nauczone, że pojawiają się na  dźwięk silnika. Więc jak chcecie zobaczyć któregoś to pyrkajcie silnikiem.

- To warto płynąc czy nie? – zaciekawiła się Aśka.

- Jak tam chcecie. Nawet jak nie zobaczycie żółwi to przynajmniej miejsce ładne i widowiskowe.

- A co nie tak z wrakiem? – zaczął dopytywać Chudy.

- Z wrakiem jest wszystko w porządku. Bo nikt nie może powiedzieć, że to nie jest wrak. Jednak wszystkim się wydaje, że na tą niedostępną plażę wywaliło go morze w trakcie sztormu a to kompletna bzdura. W rzeczywistości było tak, że nieszczęsny wrak, leżał dość płytko na torze wodnym, więc sprytni Grecy go wydobyli i zamiast na żyletki wstawili go na plażę. Nawet ponoć wyszło taniej a dodatkowo powstała nowa atrakcja dla turystów, gdzie można zainkasować piętnaście euro od głowy za dwugodzinną wycieczkę zdezelowanym statkiem z głośną muzyką i piwem na pokładzie. Jak się do tego opowie jeszcze tragiczną historię o sztormach i wrakach to się robi z tego atrakcja pełną gębą.

- To jest tu coś oryginalnego? – zagadnęła Gocha.

- Jest, jest. Woda, piach, skały, ludzie no i pogoda w sezonie – zripostował Rafał – Na waszym miejscu popłynąłbym ewentualnie do żółwi ale wrak bym sobie odpuścił bo takich zatok i to bez zardzewiałego żelastwa jest tu wiele. Szkoda czasu i nerwów bo tam zawsze tłumy.

Pogaduchy trwały jeszcze długo po tym, jak majowe słońce poszło popływać w wodach Jońskiego. Rafał wydawał się szczęśliwy, że może pogadać w ojczystym języku z rodakami. My natomiast też chętnie poznaliśmy lokalne opowiastki i zwyczaje.  No i znów przekonaliśmy się, że sprytni Grecy zawsze sobie poradzą.

Pustków 30/31.08.2020

Więcej opowiadań ...

Jeśli się podobało ... udostępnij

© ARTBAZAR.PL - 2004:2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie lub inne publikowanie tylko za zgodą autora.