strona autorska
Robert S Węgrzyn

Potwory

#życie #jacht #morze #port #mity #grecja #turysta

Za rufą, powoli ale nieubłaganie znikało Zakyntos. Niemałą pomoc w tym znikaniu miał nadciągający z ze wschodu mrok. Szliśmy na północny-wschód elegancką połówką. Lekkie skrzypienie takielunku w pełni synchronizowało się z każdą nadchodzącą z zachodu falą. Gdy wybierasz się na parogodzinną przejażdżkę, nie szukasz sobie jakiegoś wyjątkowo wygodnego miejsca na deku. Raczej starasz się być wszędzie. Wszystko zobaczyć. Niczego nie przeoczyć. Jednak gdy masz przed sobą co najmniej dobę żeglowania a twoim celem jest zacny i starożytny Korynt, sprawy wyglądają inaczej. Już zawczasu sprawdzasz najlepsze miejsca na pokładzie. Zaciszne kąty, do których umykasz gdy wiosenny, zimny wiatr da za bardzo w kość.

- Ktoś chętny na kawę? – w swej dobroduszności zaproponował Michał.

Z lekkim opóźnieniem ale bez żadnych zbędnych słów w górę powędrowało pięć kończyn, oznajmiając gestem chęć doładowania akumulatorów czarnym naparem.

- Tylko mnie czymś rozcieńcz tą twoją smołę – rzuciła Grażka – albo przynajmniej nie dodawaj cukru.

Michał zarejestrował prośbę mimowolnie się krzywiąc na myśl o niesłodkiej kawie.

- Nawet kilka ziarenek trzcinowego? – jeszcze spytał z nadzieją.

- Nie – padło niczym rozkaz.

Mrok nadciągał nieubłaganie a wraz z nim nocny chłód, który potrafił się wśliznąć niemal w każdy zakątek garderoby. Ruszyłem pod pokład by zabezpieczyć się przed zdradliwą temperaturą. Mając doświadczenie z poprzednich nocy byłem niemal pewny, że wschód słońca będzie moim udziałem.

Wychodząc w pełnym rynsztunku na dek dosłyszałem tylko fragment dyskusji - … i te wszystkie cyklopy, stwory i gryfy. Ci Grecy musieli mieć niezłą wyobraźnię – zakończył Grzechu.

- A może one naprawdę istniały a przynajmniej jakieś podobne – upierała się Grażka -Skąd wiadomo, że coś nie przetrwało?

- Legendy i baśnie nie biorą się znikąd – jakby od niechcenia zadudnił sowim basem Michał – W każdej bajce jest ziarno prawdy, jak to mówią ludziska.

- No o tym mówię … - zapiekle parowała Grażka.

Michał podniósł powoli otwartą dłoń, jakby chciał powiedzieć że jeszcze nie skończył. Z namaszczeniem wziął łyk samodzielne sporządzonego smolistego naparu i ciągnął dalej.

- Czasem, gdy dopadnie mnie organiczna niechęć do roboty, co przyznam, zdarza mi się często, oglądam różne filmiki na YouTube. Jakiś rok temu, trafiłem na film o pewnej pani profesor, którą też męczyło skąd Grecy wydobywali te wszystkie stwory. Wyleciało mi z głowy jej nazwisko ale jeden fakt utkwił mi w głowie. Na wyspie Samos, to prawie pod wybrzeżem tureckim, często zdarzają się trzęsienia ziemi. Nie tak wielkie ale dość częste. Za czasów pierwszych Greków nie było inaczej. Te trzęsienia, odsłaniają często kości prehistorycznych zwierząt. Choć tak nie do końca prehistorycznych. Mowa o taki stworzeniach jak Mastodonty, które łaziły po łez padole jeszcze kilkanaście tysięcy lat temu. Wyobraźcie sobie, prymitywnego Greka, który znajduje kość udową takiego stworzenia, która jest większa od znalazcy. – Michał przerwał na chwilę  by odpalić papierosa – I taki Grek, przywlókł rzeczoną kość do miasta. Niezbity dowód na istnienie olbrzymów. Ba, gnat od razu umieszczono w świątyni by z biegiem czasu stał się relikwią. Gdy pani profesor zorientowała się, że jeszcze nikt w świecie nauki nie popatrzył na problem z tej strony, zaczęła dłubać dalej. Gdy przyglądnęła się czaszce mastodonta, stworzeniu podobnemu do słonia jednak znacznie większemu, zauważyła, że stwór ten ma w czaszce duży otwór po środku, który był pozostałością po mocowaniu trąby a oczodoły całkiem z boku, raczej jak uszy niż oczy. Czy coś już wam świta? – zapytał, przechylając kubek by wypić resztkę kawy.

- Cyklopy – rzucił Grzechu nie odrywając wzroku od horyzontu.

- Piwa mu – zadudnił Michał – Dokładnie tak. W ten sam sposób zidentyfikowała gryfy, pegazy i inne mityczne stwory. Nie wiem czy to jest wyjaśnienie ostateczne ale do mnie to przemawia – Zakończył, wylewając resztkę kawy za burtę.

- To ma sens – po krótkim namyśle stwierdziła Grażka – Ludzie jednak potrafią dorobić teorię do wszystkiego.

- Masz na myśli Greków, czy panią profesor? – rechocząc spytał Grzechu.

- Raczej Greków, choć pani profesor też mogłoby to dotyczyć.

Długo jeszcze trwała dyskusja o mitologii, ludzkiej naturze, marzeniach i wyobraźni. Dopiero grubo po północy wszyscy rozeszli się do kabin. Gdy zgasło światło w messie, powoli oczy zaczęły przyzwyczajać się do mroku. Nad sobą miałem miliony gwiazd. Przyszło mi wtedy do głowy, że patrząc w niebo trudno się dziwić, że ludzie pragnęli jakoś to wszystko wyjaśnić, opisać i zrozumieć. Może to wszystko mity i baśnie ja jednak z pokorą słuchałem muzyki Posejdona, miarowo uderzającej o burtę jachtu.

Warszawa 26.10.2020 r.

 

Więcej opowiadań ...

Jeśli się podobało ... udostępnij

© ARTBAZAR.PL - 2004:2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie lub inne publikowanie tylko za zgodą autora.