strona autorska
Robert S Węgrzyn

Pamiątka

#życie #jacht #morze #wachta #spotkanie #odpowiedzialność

Leniwy fordziak popychał nas może dwa, trzy knoty. Karmazyn nieba powoli zaczynał ukrywać wszystko pomiędzy prawie czarnymi falkami. Bajka panie  -jak powiedziałby mój stary druh Łukasz. Po przejściu Korynckiego, jakoś wszyscy się wyluzowali. Od dobrych kilku godzin pomykaliśmy leniwie pomiędzy wysepkami. W jednej chwili, wszystkie telefony ożyły, wypluwając kakofonie dźwięków powiadomień, oznaczającą upragniony zasięg. Automat trzymał kurs, gienia ciągnęła równo. Każdy zaczął dłubać w swojej komórce.

- Ula, przejmij ster, idę zadzwonić – rzuciłem za siebie, wychodząc na fordek.

Ula może nie miała zbyt dużego doświadczenia, ale kilka rejsu poprowadziła już samodzielnie a ja przecież nie szedłem spać a jedynie na dziób. Siedząc w rozmównicy publicznej, czyli na pontonie, relacjonowałem ostatni dzień, jednocześnie dopytując co słychać na suchym lądzie. Dziób, to właściwie jedyne miejsce, poza zamkniętą kabiną, gdzie można odciąć się od reszty załogi i spokojnie pogadać.

Z pobliskiej wyspy dobiegało beczenie kóz. Piękny, spokojny wieczór. Czego można chcieć więcej? Sam nie wiem czy wiatr zmienił kierunek czy odbił od wyspy. Jedno jest pewne, przelatująca gienia, strąciła mi czapkę. Czapkę, która przebyła ze mną wiele mil.

- Hej tam na rufie, zgarnijcie moją czapkę po prawej – krzyknąłem, wiedząc, że wszystko co wypadnie blisko jachtu, jest automatycznie zasysane do burty.

Zobaczyłem jak wszyscy rzucili się na rufie na prawą burtę. Coś się działo. Jakaś odmiana od czytania, rozmów o życiu itp. Z min i ruchów załogi, widziałem że akcja ratunkowa zakończyła się fiaskiem. Gienia zdążyła już wrócić na prawy hals gdy zobaczyłem jak Ula sięga ręką na plecy, ściąga koszulkę i skacze. Poczułem jakby ktoś mnie kopnął w brzuch. W życiu nie pokonałem tak szybko drogi z dziobu na rufę.

- Marek, pilnuj gdzie ona jest – rzuciłem, jednocześnie odpalając katarynę.

- Jeremi, zwijaj szmatę, bo będzie tylko przeszkadzać.

Spojrzałem za siebie. Nikomu nie przyszło do głowy rzucić koła. Teraz już było za późno. Jeszcze dostrzegłem, że Ula próbowała płynąć, ale trzy węzły to nie w kij dmuchał. Nie znam twardziela, który dałby radę. Jak siedzi się na deku to wydaje się to niewiele ale wpław to już inna bajka.

Nie zwracając uwagi jak sobie radzi Jeremi z żaglem, odpłynąłem jeszcze kawałek i zacząłem zataczać koło. Gdy wykręciłem na Ulę, już jej nie widziałem pomiędzy małymi czarnymi falkami. Do tego słońce miałem prosto w twarz.

- Gdzie ona jest?

Marecki, wycelował palec prosto w dziób – Masz ją na dwunastej, no może wpół do pierwszej.

Dopiero teraz dostrzegłem malutką czarną główkę wśród fal. Odległość nie byłą duża. Może trzysta metrów ale gdyby nie Marek, długo bym jej szukał. Człowiek w wodzie, bez kapoka, to tylko mała główka, punkt. Może w środku dnia, byłoby łatwiej dostrzec. Przy zachodzącym słońcu wszystko się zlewało.

Zebrałem ją na wstecznym w dryfie. Gdy wychodziła po drabince, miałem ochotę ja wepchnąć do wody jeszcze raz, tak dla nauki. Jednak gdy podawałem jej rękę, zobaczyłem jej oczy. Z jednej strony widziałem dumę, że uratowała moją ulubioną czapkę z drugiej … już wiedziałem, że zrozumiała. W błękitnych oczach widać było resztki strachu. Byłem pewien, że drugi raz czegoś takiego nie zrobi. Nic też nie powiedziałem. Pomyślałem, że tak będzie lepiej by sama przemyślała wszystko.

Jeremi, przyglądając się wszystkiemu ze spokojem, odezwał się całym swoim sześćdziesięcioletnim autorytetem.

- No mała, teraz dwa razy pomyślisz zanim coś zrobisz – i zaczął rozwijać genuę.

Gdy tylko gienia zaczęła ciągnąć, wyłączyłem silnik. Znów zapadła cisza, jednak jakaś inna, mniej spokojna. Wszyscy wrócili do swoich komórek. Tylko Ula zeszła pod pokład.

- Hej mała – krzyknąłem za nią – skoro uratowałaś tą czapkę, to masz ode mnie prezent. Jest Twoja.

- Naprawdę? – spytała stojąc w zejściówce i zobaczyłem lekki uśmiech na jej twarzy.

 

Więcej opowiadań ...

Jeśli się podobało ... udostępnij

© ARTBAZAR.PL - 2004:2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie lub inne publikowanie tylko za zgodą autora.