strona autorska
Robert S Węgrzyn

Nocka

#życie #jacht #morze #wachta #spotkanie #olbrzym

Lepki, zimny wiatr co rusz zakradał się za kołnierz mojego sztormiaka. Ręce grabiałby z minuty na minutę. Niby kwiecień ale nocka na fali gdzieś pomiędzy Sycylią a Włochami bywa przeraźliwie mokra i zimna. Klakier obiecał, że mnie zmieni za godzinę. Od tego czasu minęło już cztery i jakoś nie widać na deku tej nieogolonej gęby. Ja rozumiem, dziewczyna, ciepełko, kabina, ale mógłby wreszcie dać zmianę.

AIS znów wydał syreni dźwięk, więc skoczyłem pod pokład sprawdzić kto i kiedy zamierza mnie rozjechać. No tak, kurs kolizyjny. Spotkanie za 8 minut. Hmmm i to mnie jakoś tknęło.

- Jak to za 8 minut? – wymamrotałem pod nosem pomiędzy szczęknięciami zębów.

Sprawdziłem jeszcze raz. Coś się zmieniło ale nie na lepsze. Kolizja za siedem minut i trzydzieści dwie sekundy.

Gdy kliknąłem na tego skórnika, zdałem sobie sprawę, że to  coś popinkala trzydzieści węzełków. Cholera, kolejny cruser próbuje mnie rozjechać. Już miałem wyskoczyć na dek i skorygować kurs, gdy zaskrzeczało radio. Pewnie bym nawet się nie wsłuchiwał, bo wciąż słychać na gadulcu rozmowy włoskich rybaków, gdyby nie fakt, że pomiędzy trzaskami usłyszałem "Billa, Billa" czyli jakby wyrazik, który wyskrobali na moje rufie. No i zacząłem rozkminiać dylemat: Pędzić na dek by zmienić kurs, czy odezwać się na wywołanie. W tym momencie mnie olśniło. Capnąłem ręczne radio i popędziłem na górę, w przelocie dostrzegając, że zostało mi pięć minut.

Zgłosiłem się dla … no właśnie, dopiero na deku dotarło do mnie, że wywołuje mnie jednostka, która jest ze mną na kolizyjnym a w dodatku jej nazwa to "Queen Mary 2". Trochę mnie zatkało. Bo to trochę tak, jakby słoń coś chciał ustalić z mrówką, która stanęła mu na drodze.

Damski głos w radiu, poinformował mnie, że rzeczony słoń zmieni kurs o dwa stopnie i powinniśmy się wyminąć w odległości czterech, pięciu kabli. Podziękowałem ładne i podnosząc głowę, zobaczyłem poprzez siąpiący deszcz łunę światła dziesięć stopni od dziobu. Dla pewności zeskoczyłem pod pokład sprawdzić, czy Królowa, zrobiła co obiecała?

Po kilku minutach, w odległości zaledwie trzystu metrów przepływał obok mnie wieżowiec. A tam wieżowiec, raczej super wieżowiec ze trzy razy większy od tych normalnych. Prawie trzysta pięćdziesiąt metrów długości i siedemdziesiąt wysokości. By dostrzec najwyższe pokłady musiałem nieźle zadzierać głowę. Choć nie lubię takich jednostek, szczególnie gdy gnają na mnie kursem kolizyjnym, to to co miałem za burtą budziło szacunek i podziw. Pewnie w porcie też by robił wrażenie, ale ciemną nocą zobaczyć takiego olbrzyma na środku wody, oświetlonego jak choinka to naprawdę coś niesamowitego. Osobnym zaskoczeniem było to, że słoń miał ochotę zauważyć mrówkę. Szacun, dla słonia.

Gdy zaczął znikać już za rufą, z pewną nieśmiałością wziąłem radio i podziękowałem za korektę kursu. Pani radiooperator, życzyła mi spokojnej nocy. Wyobraziłem sobie cieplutką, miłą kabinę i sympatyczną panią dzierżącą słuchawkę radia. Choć może z tą wizją mnie trochę poniosło.

- Z kim ty gadasz po nocach przez radio? – głos był zaspany i trochę nieprzytomny. Jego wysokość Klakier wstał. – Tak się dobrze spało, a jakiś idiota w pewnym momencie zaczął latać góra-dół – dalej narzekał.

- Miałeś zmienić mnie za godzinę – odparłem mimochodem.

- No to właśnie Cię zmieniam – bezczelnie odparł Kalakier i zszedł zrobić kawy.

Normalnie, pewnie bym pomarudził i powypominał mojemu zmiennikowi słowność itp. Jednak tym razem jakoś mi się nie chciało. Nawet deszcz przestał mżyć. Spoglądając na zegarek, uświadomiłem sobie, że do świtu została godzina. Spojrzałem na wschód, gdzie niebo powoli się rozjaśniała a chmury jakby ze wstydem ustępowały słońcu miejsca na firmamencie. Będzie fajny wschód  słońca. Szkoda się kłaść - pomyślałem.

Gdy Klakier przyniósł parujący kubek czarnego złota, senność odeszła całkowicie.

- Co to za bydle nas mijało? – odezwał się mój zmiennik, posiorbując gorącą kawę.

- Jak Ci powiem to i tak nie uwierzysz, zobacz na AIS – rzuciłem zdawkowo.

Klakier zaciągnął wyżej zamek kurtki i zapatrzył się w horyzont gdzie jeszcze było widać wielką górę światła.

- Idź spać, ja posiedzę.

-Teraz to już mi się nie chce, poczekam do wschodu.

- Jeśli taka waćpana ochota, to siedź.

Wesoły plusk fali o burtę rytmicznie wybijał kolejne sekundy rejsu. Czasem nie warto się spinać. Lepiej brać to co daje morze … i płynąc dalej.

 

Więcej opowiadań ...

Jeśli się podobało ... udostępnij

© ARTBAZAR.PL - 2004:2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie lub inne publikowanie tylko za zgodą autora.