strona autorska
Robert S Węgrzyn

Lekcja

#życie #jacht #historia #relacje #rodzina #lekcja

- Coś staruszku nie wyrabiasz – zadrwił Olek zwracając się do ojca.

- Idź sam utrzymać muring, gdy wiatr cię odwala  - zripostował ojciec znikając ciężko w zejściówce.

Tylko spojrzałem na Olka. Wydawał się nie zwracać uwagi na to ile wysiłku kosztowała jego ojca szarpanie się z cumą. Faktycznie, wiało z prawej burty i sam doskonale wiedziałem, że dociągnięcie muringu, nawet gdy pomagałem silnikiem, mogło być trudne. Już chciałem coś powiedzieć, gdy włączył się nasz małomówny Jankes – Wiesz stary – zwrócił się bez ogródek do Olka – u nas na dzielni mawiają: "Szanuj starego, bo masz jednego" – i tym stwierdzeniem zakończył jak zwykle nienazbyt rozbudowaną przemowę wstając by podać trap.

Dociągnąłem cumy i zakończyłem sakramentalnym: "Tak stoimy". Dziewczyny już czekały by zejść na ląd i ruszyć na zwiad mariny. Olek też nie omieszkał polecieć z nimi. Definitywnie było widać, że Aśka wpadła mu w oko. Ja wręcz przeciwnie, nie miałem ochoty na żadne spacery, choć w tej marinie ostatnio byłem dość dawno temu. Po kilku godzinach stania za sterem, miałem ochotę wyciągnąć się w messie z zimnym piwem w dłoni.

- Chcesz browara – spytałem ojca Olka siedzącego za stołem.

- Jak zimne to chętnie – odparł z wyraźnym uśmiechem na twarzy ocierając krople potu z czoła – sorry za mojego syna ale on już taki jest, że musi trochę pocwaniaczyć – dodał odbierając szklankę zimnego trunku – Chciałem go wychować na twardego faceta, który ma dużo pewności siebie.

- Może to nie moja sprawa – odpowiedziałem – Jednak taka pewność siebie to dla mnie zakrawa już trochę na bezczelność – dodałem, mając nadzieję że pan Stefan się nie obrazi.

- Może i tak? Jednak wole by był trochę bezczelny niż jakąś dupą życiową.

Gdy tak gadaliśmy sobie o życiowych perypetiach przyszedł mi do głowy chytry plan.

***

Równa piętnastka w półwietrze niosła nas na południe. Kobiety rozłożyły się na dziobie, reszta załogi wolała zainstalować się na deku. Między wyspami fala była minimalna i mimo prawie siedmiu węzłów szliśmy prawie bez chlapania. Olek postanowił znów spróbować sił z Aśką, więc niewiele myśląc wyskrobał się na burtę i podeptał do królestwa dam na pontonie.

- Panowie – zacząłem jakby od niechcenia – wydaje mi się, że Olek trochę kozaczy – rzuciłem jakby przypadkowo.

Jankes spojrzał na pana Stefana, jakby chciał się upewnić czy może coś powiedzieć – W moim mniemaniu powiedziałbym nawet, że nawet trochę więcej niż trochę – zakończył swą opinię i łyknął zimnego białego wina z wodą.

- W takim razie mam propozycję – dodałem – Dziś przy parkowaniu wyślemy go do muringu razem ze Stefanem. Niech chłopak pokaże jaki z niego mistrz. Jednak postaram się, że by to ojciec pokazał synowi jak to się robi.

Ustaliliśmy jeszcze kilka szczegółów i zgodnie zaakceptowaliśmy plan na parkowanie. Musiałem jeszcze przemyśleć parę aspektów ,bo łatwo powiedzieć ale trudniej zrobić. Z dziobu dobiegał tubalny głos Olka i chichoty dziewczyn.

***

Parkowanie w Rogoźnicy nie należy do trudnych. Właściwie trzeba tylko uważać żeby nie zaryć sterem w żwir bo przy samym brzegu bywa płytko. Tym razem jednak, jakoś tak się złożyło, że wiało dokładnie w zatokę. Powierzchnia burty morskiego jachtu to kilkanaście metrów kwadratowych. Tyle, ile głównego żagla mają jachty na jeziorach. Wyznaczyłem ludzi do cum a na dziób wysłałem Olka z ojcem z zastrzeżeniem, że to Olek ma wybierać muring. Gdy byliśmy już kilka metrów od brzegu, lekko ruszyłem sterem a wiatr zrobił swoje. Jacht zaczął uciekać dziobem w prawo a muring był od zawietrznej. Widziałem jak Olek mocuje się z liną a jacht i tak mu ucieka. Gdy założyłem cumy rufowe, krzyknąłem do ekipy na dziobie – Olek. Daj cumę ojcu.

Oddał cumę ale widząc, że nie będzie łatwo złapał z tyłu. Dałem małą naprzód i krzyknąłem  – jak będzie luzować to wybierajcie.

Po chwili silnik zaczął robić swoje, prostując jacht. Pan Stefan bez większego wysiłku wybrał muring i obłożył na knadze. Gdy wrócili do kokpitu Olek wydawał się jakiś skwaszony.

- I jak Olo?  - rzucił Jankes – Coś mi się zdaje, że tym razem to ty nie wyrabiałeś i to nie tylko siłowo ale i intelektualnie? – zakończył wesoło rechocząc.

***

Wszyscy rozeszli się po marinie. Tylko Olek siedział i dumał nad drinkiem w messie. Jankes wstał powoli ze swego legowiska na deku i jakby od niechcenia zszedł pod pokład.

- Co trochę głupio? – spytał Olka, nalewając sobie kolejną szklankę białego wina z lodówki.

- A bo – zaczął Olo – skipper mu pomógł silnikiem – rzucił nie podnosząc wzroku znad drinka.

- Owszem – zripostował Jankes – Jednak myślę, że powinieneś pomyśleć o tym, że twój ojciec ma już swoje lata i nawet gdyby chciał, to już nie będzie taki sprawny jak ty. Nauczył Cię wielu rzeczy. Może przyszedł czas by czasem mu pomóc a nie uprawiać szyderę?

Olo podniósł wzrok i jakby nieco pewniej dodał – Wiem, właśnie to chyba do mnie dotarło. Ojciec był dla mnie zawsze kimś niezniszczalnym a dziś chyba zrozumiałem, że role się odwracają. To ja powinienem zacząć mu pomagać.

Jankes wyszedł z nową szklanką na dek i zanim jeszcze ułożył się na swoim miejscu rzucił jakby od niechcenia – Dotarło.

Warszawa 3.05.2020

 

Więcej opowiadań ...

Jeśli się podobało ... udostępnij

© ARTBAZAR.PL - 2004:2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie lub inne publikowanie tylko za zgodą autora.