strona autorska
Robert S Węgrzyn

Eskapada

#życie #jacht #morze #rejs #impreza #kawa #zwiedzanie #etna

>Girlandy świateł po drugiej stronie rozbłysnęły we wszystkich kolorach tęczy. Na deku motorowego, lśniącego jachtu stały dwie potężne rośliny o dużych, rozłożystych liściach. Chrom barierek rozjarzył się symfonią barw.

- O cię w mordę – skomentował Zawias, wychodzący na dek – Niezła dyskoteka.

- Nie widziałeś szanownego państwa w strojach wieczorowych, udającego się na miasto – Skwitowała Alina z nieukrywanym lekceważeniem w głosie – i kamerdynera w nieskazitelnym uniformie, chowającego ponton – dodała z niekłamanym rozbawieniem.

- Rosjanie – krótko skwitował Paweł. Jakby sama nacja mówiłem wszystko.

Mała, ledowa żarówka wisząca nad naszym dekiem straciła rację bytu, więc zgasiłem ją by nie musiała się wstydzić przy tysiącach kolorowych koleżanek.

- To co robimy z Etną? – Zagadnęła Alina.

Od wczoraj, wszyscy dyskutowali jak dostać się na wulkan. Pierwszy pomysł jaki przyszedł nam do głowy to wyruszenie z Syrakuzy. Do niedokończonej mariny miejskiej wpłynęliśmy dziś rano, jednak po krótkim rekonesansie okazało się, że przyjemność zobaczenia góry, trochę kosztuje. Wychodziło minimum po sto euro na głowę.

- Jak wypłyniemy jutro koło południa to na noc możemy dopłynąć do mariny w Riposto. Z mapy wynika, że to dokładne naprzeciwko Etny. – referował Paweł  - Zamiast do Katani możemy pociągnąć nieco dalej. Tym bardziej, ze w Katani stalibyśmy razem z rybakami i nic tam właściwie ciekawego nie ma.

- I do sklepu daleko – dodał rzeczowo Zawias.

***

Zrobiliśmy tak, jak zaproponował Paweł. Wczesnym przedpołudniem ruszyliśmy na północ z nadzieją, że im bliżej wulkanu, tym łatwiej będzie się tam dostać. Równy bejdwewind zaniósł nas dwoma halsami do Riposto. Majestatyczna, dymiąca góra wznosiła się złowrogo nad mariną. Wraz z zachodzącym słońcem parkowaliśmy w sympatycznej i dość eleganckiej marinie a przynajmniej, jak na sycylijskie standardy. Wieczór upłynął nam wielce pozytywnie, choć tym razem zamiast typowej włoskiej knajpy, trafiliśmy do irlandzkiego pubu i  nie wynikało to z nagłej miłości do Zielonej Wyspy, a z tego, że w okolicy był to jedyny czynny lokal. Zresztą miasteczko nie wyglądało na perłę w koronie największej włoskiej wyspy. Jednak mix irlandzkiego piwa i prawdziwej włoskiej pizzy okazał się wielce słusznym rozwiązaniem.

Jak zwykle wstałem pierwszy. To co dostrzegłem wychodząc na dek to wielki górski stożek, który wydawał się wyrastać niemal od stóp mariny. Niewielki pióropusz dymu, unoszący się nad szczytem, przypominał o tym, że ta bestia tylko przysypia, łypiąc co rusz swym smoczym okiem na świat. Popijając kawę usłyszałem, ze tym razem większa ekipa postanowiła wcześnie przywitać dzień. Pod pokładem zrobiło się małe zamieszanie. Zawias, swym skrzeczącym głosem, referował coś o tym, że góry to nie morze i że trzeba ubrać odpowiednie buty. Dziewczyny zaczęły przygotowywać prowiant na drogę. Jednym słowem, cały jacht żył wyprawą na czynny wulkan. Jeszcze wczoraj wieczorem, wracając z pubu, zauważyliśmy, że przy marinie jest jakieś biuro podróży oferujące eskapady na Etnę. Sprawdziliśmy nawet, że otwierają się o dziewiątej. Mimowolnie spojrzałem na zegarek. Dochodziła ósma trzydzieści.

Pod biurem podróży spędziliśmy ponad pół godziny, gdy wreszcie udało nam się ustalić, że na początku maja to pies z kulawą nową się tu nie pojawi. Co było robić? Ruszyliśmy na miasto poszukać alternatywnego rozwiązania. Riposto okazało się niewielkim miasteczkiem z jedną główną ulicą i mnóstwem małych bocznych zakamarków. Trwała małomiasteczkowa krzątanina. Ktoś właśnie przywiózł parę ryb do lokalnej knajpki na starym, zdezelowanym skuterze. Na stalowe stojaki, starszy, siwy Włoch wynosił skrzynki z owocami i warzywami. Powoli, ale nieubłaganie mury poobdzieranych domów zaczynały się nagrzewać. Powietrze robiło się coraz cięższe i pachniało morską solą. Sympatyczna dziewczyna ze sklepu spożywczego, gdy wreszcie zrozumiało o co nam chodzi, zaproponowała abyśmy się udali do ratusza bo tam jest informacja turystyczna.

- Wiecie co – zarzęził Zawias – jeszcze nie ruszyliśmy  a mnie już nogi bolą i chętnie napiłbym się kawy a najlepiej zimnego piwa – zakończył szczerząc zęby na samą myśl o zimnym trunku.

- Przekonałeś mnie – rzucił Paweł i bez żadnego namysłu skręcił w ciemne drzwi małej kawiarni.

Do ratusza dotarliśmy po połowie godziny. Stał przy małym rynku. Tak małym, że ratusz zajmował cały jego bok. W podcieniach, zauważyliśmy wielkie litery It. Kiedy całą grupą wpakowaliśmy się do małego pomieszczenia, ciężko było się nawet obrócić. Paweł zaczął referować młodej dziewczynie w czym problem. Widać było od początku, że mimo pokładów sympatii do nas, jej angielski nie nadążał za słowami naszego, samozwańczego przywódcy.  Jednak po kilku wymianach zdań udało się ustalić, że o tej porze roku, ciężko znaleźć jakieś rozwiązanie aby dostać się na Etnę.

Sam nie wiem, czy przez przypadek, czy też z innych powodów, za dziewczyną pojawił się starszy, siwy jegomość z brzuszkiem. Po kilku słowach, okazało się, ze to sam burmistrz Riposto.

- Wyjdźmy na zewnątrz – stwierdził po angielsku, wskazując drzwi.

Kiedy wszyscy już znaleźli się na miniaturowym rynku, burmistrz zaczął z dumą opowiadać jak to udało mu się w ostatnich latach odnowić centrum miasteczka i jakie to ma plany na najbliższą przyszłość. Kiedy znów zapytaliśmy o możliwość dostania się na wulkan, odrzekł krótko – Z Syrakuzy trzeba było jechać. O tej porze z Riposto będzie ciężko się dostać. Nie ma turystów – zakończył, rozkładając ręce. – Możecie spróbować wynająć samochód – zaproponował – Wypożyczalnia jest w tamtej uliczce, jednak nie gwarantuje, że dziś ktoś tam będzie.

Jeszcze chwilę pogawędziliśmy z miły panem a potem, po pożegnaniu, ruszyliśmy w kierunku wypożyczalni.

- Ile osób? – rzucił szorstko prawie dwumetrowy jegomość, siedzący za kontuarem.

- Tylko pięć – z nadzieją w głosie odpowiedziała Alina.

- Na jutro – krótko skwitował olbrzym – Dzisiaj nic już nie mam.

Popatrzyliśmy po sobie, wiedząc że jutro już nas tu nie będzie i bez słowa opuściliśmy biuro wypożyczalni.

- Ja myślę, że trzeba gdzieś usiąść na kawie i zastanowić się co dalej – zaproponowałem.

Usiedliśmy w piątkę, przy jedynym stoliku jakim dysponowała mała kafejka przy marinie. Widać było, że każdy chce coś zaproponować, jednak z uwagi na fakt, że wszystkie logiczne opcje się już wyczerpały, przy stoliku panowała grobowa cisza.

- Wiecie co? – rzuciła Alina, przerywając smętny nastrój – To nie koniec świata, jeszcze kiedyś uda się zaliczyć Etnę. Nie wiem jak wy ale ja wybieram się na plażę – zakończyła szczerząc zęby.
- Masz rację – dodał Paweł – stoi tu od milionów lat, więc chyba nie ucieknie. Robimy dzisiaj labę, a wieczór zbieramy się na "buta".

Tylko Zawias siedział jakiś zamyślony.

- Nad czym tak myślisz? – spytał Paweł trącając przyjaciela w bark.

- A tak sobie kombinuje – zaczął niespiesznie – Jesteśmy na Sycylii, nie? I tak przyszło mi do głowy, że chyba wiem jak działa ta wypożyczalnia.

Wszyscy popatrzyliśmy z zainteresowaniem na Zawiasa, co tym razem wykombinował?

- No co? – lekko się obruszył – Jak dla mnie to chyba musi działać tak, że dziś przychodzisz i mówisz jaki pojazd potrzebujesz, oni w nocy "kroją" maszynę gdzieś w okolicy a jak oddasz to odstawiają na miejsce.

- Wiesz co Zawias? _ rzucił Paweł – Ty już może lepiej nie wnikaj jak oni to robią – i roześmiał się serdecznie.

- No ale przecież powiedział, że na jutro – odparł Zawias, broniąc swojego pomysłu.

- Za dużo czytasz kryminałów – skwitowała Alina oblizując z górnej wargi pianę z cappuccino.

***

Zachodzące słońce, podświetlało wulkan w odcieniach szkarłatu i złota. Niewielkie pióropusze dymu wydobywały się ze szczytu i rozlewały poziomo w kierunku krwistoczerwonej kuli, znikającej za horyzontem. Spokojnym baksztagiem robiliśmy ponad sześć węzłów na wschód. Może nie zobaczyliśmy Etny z bliska, ale ten obrazek wynagradzał wszystko.

- Siedzisz pierwszy? – spytał Paweł.

- Nie ma problemu – odparłem, gapiąc się na zachodzące słońce.

Warszawa 2021.03.07

 

Więcej opowiadań ...

Jeśli się podobało ... udostępnij

© ARTBAZAR.PL - 2004:2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie lub inne publikowanie tylko za zgodą autora.