strona autorska
Robert S Węgrzyn
Ciężka noc
Lekka zgaga wciąż mu dokuczała. Wątroba też dawała o sobie znać – Trzeba będzie pogadać z lekarzem – pomyślał – bo te zioła zakonne to średnio pomagają.
Już od godziny wiercił się w swym wielkim łożu z baldachimem z czarnego dębu, będącego wierną kopią łoża Ludwika XIV. Na jego stanowisku wszystko musiało być na wysokim poziomie i z klasą. Przy tuszy dobiegającej do stu trzydziestu kilo każdy obrót z boku na bok był dużym wyzwaniem.
- Wszystko przez tą oficjalną kolację – wymamrotał do siebie – Pieprzony głupek wymyślił oficjalne spotkanie a ja się na to zgodziłem.
Dziczyzna nigdy mu nie służyła, stanowczo wolał przepiórki lub jagnięcinę. Do tego warzywa, których nie cierpiał. Przez te ciężkostrawne rzeczy musiał neutralizować tłuszcz i jakoś tak wyszło, że opróżnił całą butelkę koniaku. Trunek był zacny ale wątroba w tym wieku już nie taka sprawna. Pewnie to też nie pomagał usnąć. Wreszcie znalazł pozycję, w której bolało najmniej i po kilku chwilach jego wielcy poprzednicy z obrazów w złotych ramach, zdobiących ściany pokryte jedwabną tapetą, mogli usłyszeć przeciągłe chrapanie.
***
W pierwszej chwili pomyślał, że to sen. Ciężko podniósł głowę i znów usłyszał te słowa.
- Rozdaj wszystko biedakom i choć za mną.
Gdy już trochę się rozbudził, dostrzegł kogoś w zgrzebnej, ubogiej szacie.
- Kto cię tu, kurwa wpuścił łachmyto – wypalił bez ogródek.
- Nikt nie musiał mnie wpuszczać – odparł nieznajomy – Chodzę tam gdzie chcę i kiedy chcę.
- Andrzeju – wysapał głośniej śpiący tłuścioch mając nadzieję, że kamerdyner jeszcze nie śpi.
- Annndrzeeejuu – ponowił wołanie.
- Nie przyjdzie – spokojnie odparł nieznajomy – Śpi i cię nie usłyszy.
- Czego chcesz? – warknął już całkiem przebudzony.
- Wciąż tego samego. Rozdaj wszystko biedakom i choć ze mną.
- Mam tego dość – wysapał – skończ tą szopkę i wypierdalaj z mojej sypialni albo zadzwonię po ochronę.
- Nie ma potrzeby ich niepokoić – odparł nieznajomy, odwrócił się i wyszedł przez wielkie, rzeźbione, dwuskrzydłowe drzwi.
Grubas poprzewracał się jeszcze chwilę i znów rozległo się nierówne chrapanie.
***
- Wasza ekscelencjo, już ósma a na dziesiątą ma espelecja umówione spotkanie – Cichym spokojnym głosem referował Andrzej rozsuwając ciężkie sukienne zasłony.
Otworzył oczy i spojrzał w oślepiający blask odsłoniętego okna. W tej chwili przypomniał mu się nocny nieznajomy. Co on mówił? – Rozdaj wszystko biedakom i choć za mną – przypomniał sobie. Z rozmyślań wyrwał go głoś kamerdynera – Czy kardynał będzie jadł śniadanie?
- Nie dziś Andrzeju – odpowiedział bezwiednie – zostaw mnie chwilę samego.
Warszawa 21.12.2020
Jeśli się podobało ... udostępnij
© ARTBAZAR.PL - 2004:2023
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie lub inne publikowanie tylko za zgodą autora.