strona autorska
Robert S Węgrzyn

Staruszek

#życie #jacht #morze #nieznajoma

Kto lubi z boku? Nikt. Jednak trzeba zaparkować. Zacząłem tłumaczyć załodze co i jak mają zrobić. Ważne aby sprawnie, bo inaczej staniemy bokiem. Daję wsteczny i już wiem, że nawet strumienie nie pomogą, trzeba na dużej prędkości. Prawie się udaje. Na szczęście, na zawietrznej stoi zdezelowany jacht. Opieram się lekko obijaczami, ale i tak można było to poczuć. Jak prawie zawsze, ktoś wyskakuje spod pokładu i o dziwo nie krzyczy, nie biega tylko patrzy. Patrzy tak smutno, że aż serce się kraje.

Luka, marinowy nie chce papierów. Wystawia paragon i to wszystko. Załoga dociąga sznurki, ja wyłączam silnik i jesteśmy wolni. Mnie jednak nie daje spokoju smutny wzrok dziewczyny. Gdy spoglądam na łódkę obok, widzę jak zgarbiona postać znika pod pokładem.

Pijemy toast "za szczęśliwe ocalenie" bo jakoś tak mamy, że nawet jak nie ma problemów, to za ocalenie trzeba wypić. Siwy, swoim zwyczajem staje do garów. Broni palników jak niepodległości. Inni mogą co najwyżej pokroić co nieco. Dziś uczta. Makaron z krewetkami na ajvarze. Dookoła śmiechy i rozmowy gdy na dek wjeżdża parujący gar dobra. Ja jednak wciąż mam w głowie wzrok, zgarbionej, rudej dziewczyny.

- Ludziska, zaprośmy sąsiadkę na obiad – wyrywa mi się z gardła.

Najpierw trochę konsternacja a potem ogólna aprobata. Idę na jacht obok, kulturalnie pukam w burtę i pytam "czy można" we wszystkich lengłidżach jakie znam. Po chwili, słyszę zwykłe, polskie "wejdź". Zapraszam dziewczynę na obiad i o dziwo szybko się zgadza.

Z pełnym brzuchem i pełną szklanką, pytam ostrożnie co robi sama na tym jachcie? Ania, bo tak się przedstawiła, w pierwszej chwili milczy. Powoli, jakby z namysłem zaczyna opowiadać.

- To długa i skomplikowana historia.

- Chętnie posłuchamy – wyrywa się, któreś załogantce.

Ania przez chwilę milczy, ściskając szklankę rumu z colą, której nawet nie napoczęła.

- Zauważyliście nazwę łódki? – pyta jakby z namysłem.

Siwy, przeskakuje trap i czyta: Anna .er.

Ania, jakby śmielej zaczyna snuć opowieść.

To jest łódka mojego ojca. Ojca, którego tak naprawdę nigdy nie znałam. Gdy miałam dziesięć lat i spytałam matki kim był mój ojciec, odpowiedziała że nikim. Potem dowiedziała się, że matka wyrzuciła go pewnego dnia z domu gdy ja miałam dwa lata. Ponoć trochę przesadzał z piciem i wciąż znikał "na żagle". Parę tygodni temu, dostałam list, że odziedziczyłam jacht. Nie wiem jakim cudem mnie znaleźli. Ponad 20 lat nie miałam żadnych informacji o ojcu.

Ania przerwała patrząc gdzieś w horyzont. Spróbowała drinka i zaczęła dalej.

Od trzech dni, przekopuję się przez rzeczy po ojcu i ryczę jak bóbr. Okazało się, że przez te dwadzieścia lat wiedział wszystko o moim życiu. Trochę od znajomych matki, trochę od całkiem obcych ludzi. Utrzymywał nawet przez pewien czas kontakt z moją nauczycielką od polskiego w liceum.

Ten jacht, kupił szesnaście lat temu i nazwał go Anna .er co jak się przeczyta w slangu informatycznym to brzmieniowo wychodzi Anna daughter.
Ostatnie słowa wypowiedziała z zaciśniętym gardłem.

Długo jeszcze siedzieliśmy i rozmawialiśmy, ot tak normalnie o życiu, jachtach i ludzkich namiętnościach. A także o tym, jak życie może być pokręcone.

 

Więcej opowiadań ...

Jeśli się podobało ... udostępnij

© ARTBAZAR.PL - 2004:2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie lub inne publikowanie tylko za zgodą autora.