strona autorska
Robert S Węgrzyn

SMUTNA

#życie #pisanie #smutek #problem #rodzina

Jednostajne dudnienie pociągu z jednej strony usypiało, jednak wielka, ohydna gula w gardle nie pozwalała przełknąć śliny. Okrutne wycie duszy było niczym stepowy wiatr. Czasem przycichało, by po chwili uderzyć z jeszcze większym impetem. Za brudnym oknem kolejowego przedziału budził się dzień. Pogodny letni dzień. Uciekający horyzont przyjmował powoli kolor brudnej czerwieni. Przez całą noc nie zmrużyła oka. Za każdym razem, gdy powieki opadały, gdzieś z czeluści jej umysłu znów wydobywał się potworny jęk. Tak okrutny i przejmujący, że odczuwalny fizycznie. Właściwie nie zauważyła końcowej stacji. Gdyby nie konduktor, siedziała by tak przy oknie wewnątrz wielkiej bańki swojego żalu. Żalu, którego nie umiała podzielić z nikim. Brat i reszta rodziny nagle stali się tak bardzo obcy. Zagonieni we własnym świecie, nie potrafili zrozumieć jej bólu. Niewiele myśląc, wsiadła do pociągu i pojechała. Pojechała jak najdalej. Do ostatniej, najdalszej stacji.

Nawet nie usłyszała, co mówił konduktor. Po prostu zgarnęła swój mały plecak i wyskoczyła na peron. Dla niej czas stanął w miejscu. Zatrzymał się, ale wiedziała co ma zrobić by jego nieme tryby znów ruszyły.

***

Pochylił się, by zawiązać buty. Najgorzej wstać –pomyślał. Potem już idzie z górki. Początki były paskudne. Poranne pobudki o świecie i te pierwsze minuty biegu, gdy tak trudno się było zmotywować. Teraz, po prawie czterech miesiącach, nie wyobrażał sobie poranka bez biegania. Gdy czasem się zdarzyło, że obowiązki nie pozwoliły mu na poranną przebieżkę, czół że czegoś mu brakuje. Dzień wydawał się niepełny, jakby wybrakowany. Czasem nawet, by zdławić to uczucie ubierał dres i wybiegał wieczorem.
Jednostajny, rytmiczny oddech zamykał powoli jego świadomość w stanie błogiego niemyślenia. Regularne uderzenia stóp o piasek stanowiły coś w rodzaju mantry. Każdy oddech synchronizowała się z krokiem. Ktoś, kto nigdy nie biegał nie potrafi zrozumieć tego stanu. Sam mógł go jedynie porównać z wiosłowaniem na szybkich sportowych łódkach. Gdy wbiegał na plażę, słońce już wynurzyło się z za szarostalowego horyzontu. Lekki wiatr od morza, przyjemnie chłodził spoconą twarz. Jak zwykle, plaża wydawała się pusta o tak wczesnej porze. Uwielbiał te chwile, gdy był tylko on, piasek i morze. Pewnie za dwie lub trzy godziny, nie będzie gdzie włożyć palca jednak teraz miał całą tylko dla siebie. Sportowy zegarek zawibrował na jego ręku. Znak, że przebiegł pierwszy zaplanowany dystans. Przystanął i zaczął rozciągać mięsnie. Gdy podnosił się z głębokiego skłonu, coś zwróciło jego uwagę. Ktoś na granicy plaży i pasa wydm, intensywnie kopał w sypkim piasku. W pierwszej chwili pomyślał, że to nie jego sprawa. Nie raz, spotykał porannych młodziaków, schodzących z wydm po nocnej balandze. Jednak to było coś innego.

- Duży dół pani kopie – zagadnął podchodząc, nie chcąc wystraszyć dziewczyny.

- Musi być duży –odpowiedziała nie przerywając pracy.

Długie, jasne włosy co chwilę odgarniała upiaszczoną ręką. Wyglądała dość młodo. Nie mogła mieć więcej niż trzydzieści parę lat. Gdy znów poprawiła włosy, zauważył że płacze. Cały makijaż był w opłakanym stanie. Wyglądała trochę jak nieudana kopia pandy z czarnymi obwódkami wokół oczu.

- Przepraszam, czy mogę w czymś pomóc? – zapytał ostrożnie.

- Nikt mi nie może pomóc. Sama muszę to zrobić, bo inaczej to się nie skończy.

Nie lubił wtrącać się w cudze sprawy, ale zaintrygowało go co ta kobieta robi o tak wczesnej porze na plaży z rozmazanym makijażem? Ciekawość zwyciężyła.

- Jako mężczyzna nie mogę pozwolić aby kobieta sama tak ciężko pracowała – rzucił jakby od niechcenia i zabrał się za kopanie w piachu.

Kobieta nic nie powiedziała. Nie odgoniła go ani nie protestowała. W milczeniu kopała dalej. Wydało mu się to trochę surrealistyczne. Takie kopanie dołka na plaży. Z drugiej strony nie robił tego od przedszkola. Coś było magicznego w jednostajnym wyrzucaniu ziemi. Ściany dołka wciąż się osypywały, jednak dołek był coraz głębszy. W pewnym momencie, drobne ręce kobiety zatrzymały się.

- Wystarczy – stwierdziła z czymś w rodzaju stanowczości w głosie.

- Na pewno? Mogę go jeszcze pogłębić.

- Na pewno. A teraz muszę wszystko to w sobie zebrać.

Kobieta usiadła na piasku i zaczęła patrzyć w morze. Postał jeszcze chwilę, ale czuł się trochę nieswojo tak stercząc i gapiąc się na obcą kobietę. Sięgnął do saszetki przy pasie i wyją swoją firmową wizytówkę.

- Jeśli pani – zaczął niepewnie – Jeśli potrzebowałaby pani pomocy to tu jest mój numer telefonu. Proszę zadzwonić.

Kobieta nie odezwała się ani słowem. Tępo wpatrywała się w szary horyzont. Nie wiedząc co zrobić, położył wizytówkę na piasku i odszedł. Gdy znów zaczął biec, jego wyobraźnia zaczęła podsuwać różne obrazy. W jednym z nich widział jak kobieta wchodzi do morza i tonie. Jednak im dłużej o tym myślał tym bardziej był przekonany, że nie była zdesperowana. Była po prostu smutna. Tak to najlepsze słowo. Smutna.

Po przebiegnięciu kolejnego dystansu zawrócił i pobiegł z powrotem w kierunku domu. Minęło zaledwie pół godziny, gdy odchodził od Smutnej, bo tak ją nazwał w swoich myślach. Miejsce, w których wcześniej wykopała głęboki dół, poznał tylko po tym, że piasek był nieco bardziej wilgotny. I dół i Smutna zniknęli.

***

Minął już prawie tydzień, od dziwnego spotkania na plaży. Za każdym razem, gdy mijał to miejsce, zastanawiał się, co się dalej działo z Smutną? Tego dnia padał rzęsisty deszcz. Już miał wychodzić z biura, gdy zauważył nieprzeczytanego maila. Nie miał tematu. Pewnie znów jakiś klient, tak zagoniony lub tak bezczelny, że nie chciało mu się nawet wpisać tematu – Pomyślał z niesmakiem. Już miał zamknąć laptopa, gdy coś go podkusiło, aby jednak przeczytać.

"Witaj Karolu,

Myślę, że jestem Ci winna wyjaśnienie. Spotkaliśmy się niedawno na plaży. Pomagałeś mi kopać wielki dół. Mogłeś odnieść wrażenie, że jestem jakąś wariatką i pewnie w tamtej chwili niewiele mi do tego brakowało. Bardzo dziękuję Ci za pomoc i za to, że nie dociekałeś, o co chodzi?

Przyjechałam nad morze z Bytomia, w którym mieszkam na co dzień, bo to było najdalsze miejsce, do którego wtedy mogłam dotrzeć. Może wyda Ci się to głupie, co teraz napiszę, ale dla mnie było to wtedy bardzo ważne. Wykopałam ten dół by wykrzyczeć do niego cały mój smutek i żal. Całą moją złość na niesprawiedliwość tego świata. Jeszcze mi trudno nawet o tym pisać, ale dwa dni przed naszym spotkaniem, zmarła moja mama. Najwspanialsza osoba na świecie. Musiałam cały mój ból, wykrzyczeć i zniszczyć. Mam nadzieję, że Cię wtedy nie wystraszyłam.

Jeszcze raz dziękuję

Marta"

Długo jeszcze siedział, wpatrując się w wiadomość. Jakoś łzy same zaczęły mu płynąć po policzkach.

 

 

Więcej opowiadań ...

Jeśli się podobało ... udostępnij

© ARTBAZAR.PL - 2004:2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie lub inne publikowanie tylko za zgodą autora.