strona autorska
Robert S Węgrzyn

Przystanek

#ludzie #życie #myśli #noc #nieznajomy

Nie pamiętam kiedy zauważyłem go pierwszy raz. Na początku właściwie jedynym elementem, który przyciągał moją uwagę był nowy przystanek naprzeciwko kuchennego okna. Zwykła, pleksiglasowa wiata, postawiona tymczasowo, na czas remontu ulicy obok. Dopiero po kilku dniach zainteresowałem się postacią, która każdego wieczoru wysiadywała na przystanku. Przygarbiona, okutana w długi płaszcz. Zawsze w tym samy miejscu. Właściwie wszystko wyglądało normalnie. Dopiero na trzeci czy czwarty dzień, zrozumiałem, że postać pojawia się dokładnie w tym samy miejscu. Zawsze późnym wieczorem. Jakby czekała na ostatni autobus.

Piątego dnia nie wytrzymałem. Narzuciłem bluzę i poszedłem sprawdzić, kto to jest? Nim minąłem róg wiaty, doleciał mnie chrypliwy głos.

- Masz bracie ognia?

W spierzchniętych ustach zwisał nieregularny skręt. Z zoranej zmarszczkami twarzy, patrzyły na mnie wesołe i kompletnie nie pasujące do reszty, niebieskie oczy.

- To masz ten ogień? Czy kolejny pieprzony bojownik o czyste powietrze?

Właśnie się zorientowałem, że trochę się "zawiesiłem". Pewnie jak zwykle z zaskoczenia. Zawsze tak mam. Gdy mnie coś zaskoczy, zamieram na moment i po chwili słyszę od ludzi pytania: czy wszystko w porządku, czy nic się nie stało? Nienawidzę tego. Tak już mam i jak inni mają z tym problem to niech się walą.

- Mam – wydusiłem gdy "mrożenie" puściło – Nie mam nic przeciwko palącym. Sam jaram ze dwie paczki dziennie.

Obcy zaciągnął się mocno skrętem, odchylając do tyłu głowę. Słodki zapach zioła wypełnił małą przestrzeń przystankowej wiaty.

- No to mów chłopie co cię gnębi – wychrypiał, powoli wypuszczając obłoki dymu.

- Hmm, nic mnie nie gnębi. Przyszedłem, bo widzę pana codziennie w tym samym miejscu. I chciałem sprawdzić o co chodzi?
- Pierdu, pierdu. Jakby cię nic nie gnębiło to byś tu nie przylazł. Bachniesz się? – Z lekkim ożywieniem wyciągnął skręta w moim kierunku – Siadaj. Przestań się cykać i posadź dupsko. Na stojaka się do dupy gada.

Usiadłem. Obcy zapatrzył się w dal i zaczął milczeć, delektując się skrętem. Pomyślałem, że to strasznie prowokacyjne. Zawsze, gdy konwersacja urywa się nagle, gdzieś z tyłu głowy, coś nam mówi, że trzeba potrzymać rozmowę. Coś powiedzieć. To głupie, ale tak już jest. Czujemy się w obowiązku mówić.

- Karol – Wyciągnąłem rękę – Karol Demiel.

- Mówią mi Drugi.

Ucisnąłem dłoń w wełnianych rękawiczkach z obciętymi palcami. Wydawała się dziwnie ciepła i jakby bezkształtna. Może to wrażenie, spowodowała gruba wełna rękawiczek? Sam nie wiem.

- No to wydusisz, co cię boli, czy tak będziemy siedzieć na tym zimnie?

- Ale mnie naprawdę nic nie gnębi.

-To co? Mam podpowiedzieć?

Obcy spojrzał swoimi niebieskimi oczami. Uśmiechnął się jednym końcem ust. Odniosłem wrażenie jakby w coś ze mną grał. Jakby o czyś wiedział.

- Masz. Bachnij się. Może ci się rozjaśni. – Wyciągnął skręta w moim kierunku.

Nie palę trawy. Był czas, gdy byłem wielkim wojownikiem w wojnie z narkotykami. Co prawda z biegiem lat mi ta niechęć zmalała niema do zera, jednak nadal jakoś trudno mi to zaakceptować. Jednak wziąłem skręta. Nie za bardzo wiedziałem, co mam z nim zrobić? Pomyślałem, że nie może być to nic bardziej skomplikowanego od zwykłego zaciągnięcia się papierosem. Zaciągnąłem się.

- Robisz to jak dupa. Zaciągnij się i zatrzymaj w płucach a potem wypuść. To dobry towar, więc nie marnuj.

Wykonałem polecenie. Gdy zaczęło brakować mi tlenu, wypuściłem wielki obłok dymu. Drugi spojrzał z aprobatą. Wcelował we mnie brudny place.

- No to mów bracie. Mów. Może zacznij od kobiet.

Popatrzyłem na niego z lekkim zdziwieniem. Pierwsze, co mi przyszło do głowy to to, że gość jest po prostu świrem. Świr jak nic. Co gościowi do moich relacji z kobietami? Za kogo on się ma? Drugi siedział niewzruszony, gapiąc się gdzieś w przestrzeń po drugiej stronie ulicy. Poprawił czapkę i okutał się mocniej w płaszcz, który pamiętał chyba jeszcze czasy  wojen napoleońskich. Wytarte i wyświechtane rękawy. Obszarpane poły. Trudno było nawet zdefiniować jego kolor. Nito brunatny ni zielony.

- Gadatliwy toś ty nie jest. – Wyrzucił z siebie Drugi, nie odrywając wzroku od czegoś po drugiej stron asfaltowej rzeki. Nie wytrzymałem.

- A co tobie do moich kobiet?

- Mnie właściwie nic. Skoro jednak się tu przywlokłeś to pewnie masz jakiś problem? Jak nie ze sobą to pewniakiem z kobitami.

- Nie mam żadnych problemów. Zwłaszcza z kobietami.

Spojrzał na mnie niepewnie.

- Nie wyglądasz na pedzia. No gadaj?

- No dobra. Tydzień temu rzuciłem kobietę. Nie mam z tym problemu. To raczej ona sobie z tym nie radzi.

Drugi nie odezwał się ani słowem. Czekał. Czekał na dalszy ciąg. Cierpliwie, niczym kot przy mysiej norze.

- Nie ma o czym gadać. Mimoza była. Wszystko było problemem. To jak się ubieram. Jak na nią patrzę. I te sakramentalne pytania typu: "No patrz, chyba przytyłam. Przytyłam?". Co odpowiedzieć na takie pytanie? Jak powiesz, że tak, zresztą zgodnie z prawdą, to się rzuci na ciebie z pazurami. Jak powiesz, że nie, to też niedobrze, bo nie mówię jej prawdy. Istna kwadratura koła.

- Bo durny jesteś? – Skwitował.

- Jak jesteś taki mądry, to powiedz co byś zrobił?

- Na pewno bym nie uciekał. To najłatwiejsze. Zawsze są plusy i minusy bycia razem. Bajki typu: "Żyli długo i szczęśliwie" to, jak sama nazwa wskazuje, są bajki. Bachniesz jeszcze?

- Dzięki chyba mi wystarczy. Skoro z Tobą wszystko w porządku to pójdę bo zimno.

- Trzymaj się chłopie. I zadzwoń do niej.

Drugi znów zaciągnął się skrętem i zaczął się układać do drzemki.

Wchodząc do kuchni, odruchowo spojrzałem za okno. Przystanek był pusty. Pewnie odszedł – pomyślałem. Na stole leżała komórka. Sam nie wiem kiedy wybrałem numer.

 

 

Więcej opowiadań ...

Jeśli się podobało ... udostępnij

© ARTBAZAR.PL - 2004:2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie lub inne publikowanie tylko za zgodą autora.