strona autorska
Robert S Węgrzyn

Jak żyć z ubezpieczeń?

#życie #ubezpieczenia #pieniądze #bezradność

Zalanie, zniszczenie, dewastacja i tak by można ciągnąć w nieskończoność. Jak to mówią: o nieszczęście nietrudno. W tym celu, już dość dawno wymyślono ubezpieczenia. Mechanizm jest prosty: płaci wiele osób a szkoda przytrafia się jednemu czy dwóm. Do niedawna byłem głęboko przekonany, że każdemu towarzystwu ubezpieczeniowemu zależy na solidnym zlikwidowaniu szkody, tak, aby więcej szkoda nie wystąpiła. Jakież było moje zdziwienie, gdy się okazało, że zdrowy rozsądek nie ma nic wspólnego z biznesem ubezpieczeniowym. Jednak może od początku.

Pewnego dnia, ponad rok temu, okazało się, że moja przemiła sąsiadka obok, zalewa moją ścianę sypialni. Sprawdziłem, polisa jest. Zadzwoniłem, aby zgłosić szkodę. Po jakimś czasie pojawił się człowiek oceniający rozmiar zalania. Coś tam naszkicował, coś napisał, kazał podpisać i zniknął. Po około trzech tygodniach na moim koncie pojawiła się  "bezsporna". To, że nikt ze mną jej nie konsultował to oddzielna bajka. Chcąc być dobrym sąsiadem, zapukałem do sąsiadki, przynosząc "dobrą" nowinę, iż pod jej wanną coś cieknie. Sąsiadka zastosowała tę samą procedurę i także otrzymała kwotę "bezsporną". Obie kwoty były na tyle niskie, że wystarczyły jedynie na pomalowanie ściany po jednej i drugiej stronie.

Jak można się było domyślać, po niespełna pół roku, na mej ścianie znów pojawiły się zacieki. Ponownie wziąłem telefon do ręki i zgłosiłem szkodę, jednak tym razem poinformowałem panią, że znam przyczynę tej szkody i dobrze by było ją zlikwidować, bo inaczej towarzystwo ubezpieczeniowe będzie regularnie płacić za malowanie ściany. W tym miejscu uprzejma pani powiedział coś takiego: "Pan ma szkodę, my płacimy i niech pana głowa nie boli o resztę". Pomyślałem, ok. Tym razem może zajmą się pękniętą rurą. Po otrzymaniu kwoty "bezspornej" pomalowałem ścianę po raz drugi.

Trzy tygodnie temu okazało się, że mam coś jakby "dzień świstaka". Na ścianie znów pojawiły się zacieki. Mimo moich usilnych tłumaczeń, że mam dość malowania tej ściany, znów usłyszałem, że owszem oni zapłacą a tym, co dzieje się po drugiej stronie ściany nie powinienem się interesować.

Wniosek, nasunął się sam. Jeśli pomaluję raz na rok, a nie za każdym razem, to jedna kwota "bezsporna" zostaje w kieszeni. Jednym słowem towarzystwo ubezpieczeniowe woli płacić mi "rentę", niż raz porządnie zlikwidować szkodę. Mój dziadek lubił mawiać: "Co konia obchodzi, że się wóz przewrócił". Teraz jakoś się nie dziwię, że rosną ceny składek ubezpieczeniowych.

 

Więcej artykułów ...

Jeśli się podobało ... udostępnij

 

© ARTBAZAR.PL - 2004:2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie lub inne publikowanie tylko za zgodą autora.